wtorek, 28 stycznia 2014

Detoks na sokach - relacja

Tak jak obiecałam, redaguję relację z mojego postu na sokach. Wytrzymałam 5 dni, spokojnie mogłabym dłużej ale przerwałam z powodu wyjazdu do rodziców (nie okłamujmy się, nie zrozumieliby), fali mrozów oraz odezwania się dawnych myśli z tematyki ED. Jednak nie jestem jeszcze tak silna psychicznie, żeby poradzić sobie z natręctwami i wątpliwościami dotyczącymi mojego wyglądu a niejedzenie wciąga.
źródło
W skrócie co udało mi się osiągnąć/zaobserwować:
1. Zaczęłam znowu odczuwać pragnienie, podczas postu piłam bardzo dużo wody i mimo jego zakończenia, nadal najchętniej sięgam po wodę.
2. Post okazał się bardziej oczyszczający pod względem psychicznym niż fizycznym, czuję się silniejsza, uspokojona, pozbawiona skrajnych uczuć.
3. Dwa razy płakałam praktycznie bez przyczyny - w pierwszy dzień postu i pierwszy dzień po. Ciekawe.
4. Najtrudniejsze jest odpowiednie wychodzenie z detoksu, które mi się nie udało :)
5. Znajomi wcale nie byli zdziwieni i zszokowani, gdy mówiłam, że jestem tylko na sokach i wodzie.
6. Zmieniły mi się smaki (to, czym się objadałam wcześniej, w ogóle mi nie smakuje teraz), nie ciągnie mnie do gotowej żywności a na myśl o jabłku cieknie ślinka ;)
6. Odrobinę zeszczuplałam, ale nie było to moim celem.
7. Można pić owocowe soki i nie zamarznąć nawet w temperaturze -14 stopni, co było dla mnie niemałym zaksoczeniem (imbir i cynamon dają radę!).
8. Na pewno powtórzę detoks na wiosnę, bardziej się do niego przygotowując.

Relacja dzień po dniu w rozwinięciu posta, spisywana po każdym dniu, starałam się nie wprowadzać dużych zmian.

środa, 22 stycznia 2014

Witam po przerwie -> detoks

Mimo zapowiedzi nadal nie udało mi się kupić blendera, nie umiem się zdecydować jaki bym chciała. Ale mam wyciskarkę do soków a moje ciało domagało się witamin i oczyszczania, przeszłam więc na detoks na sokach. Planowałam, że trwać on będzie tydzień, potem stwierdziłam, że dzisiaj będzie dzień ostatni, teraz stwierdzam, jednak jeszcze nie i wytrzymam tyle, ile nie będę miała ochoty jeść. Soki do tej pory spisują się świetnie.
Prowadzę codzienne zapiski, które z pierwszych dwóch dni są dość nieskładne i krótkie, dzisiaj jednak udało mi się rozpisać bo i miałam na to ochotę. Czuję się dobrze, odrobinę zmęczona i rozchwiana psychicznie, ale wiem, że to minie. Odkrywam za to w sobie pokłady spokoju i skupienia, o które się nie podejrzewałam. Podzielę się nimi po zakończeniu detoksu.
Piszę, bo chcę dać znać, że żyję i mam się dobrze. Dużo pracuję, nie tylko fizycznie ale i nad moją stroną psychiczną, bo w końcu (!!) podjęłam terapię i co tydzień umilam sobie dzień pogawędką o moich problemach. Powoli wszystko mi się klaruje, ale zdaję sobie sprawę, że dochodzenie do normalności potrwa bardzo długo i będzie to chyba najdłuższy proces, z jakim będę musiała sobie poradzić.

Ach i mam jeszcze dwa ogłoszenia :)
Jeśli jeszcze nie wiecie - nono delikatesy są we Wrocławiu, ich wegańskie bezglutenowe przepyszne wyroby można dostać bezpośrednio od Agaty lub zakupić słoiczki w Złym Mięsie. Polecam jako oddana fanka!
I drugie ogłoszenie, jeżeli macie problem z komputerem to w miłym, wege towarzystwie, całkiem tanio, możecie sobie z nim poradzić a kontaktować należy się przez TO ogłoszenie. Również polecam, również oddana fanka ;)!

piątek, 20 grudnia 2013

Skąd cisza na blogu?

Odpowiadając na pytanie postawione w tytule: nie blenduję, bo kolega z Dwóch Lamp spalił mi blender i jeszcze nie odkupiłam. Wiecie, święta, wydatki, koty... Tak więc blender czeka do stycznia, tak samo jak blog.
Poza tym wyprowadziłam się z vegan-co-housa z powodów osobistych, przygoda była fajna. Nadal poszukuję swojego miejsca na ziemi, bo chociaż mieszkam w całkiem ok mieszkanku, to nie jestem usatysfakcjonowana i chcę więcej. No i naprawdę wprowadzam zmiany, dorastam.
Może niedługo będę dużą Anką :)

Buziaczki i dużo miłości w przedświątecznym czasie! :*

czwartek, 17 października 2013

The Death of the Raw Food Diet - tłumaczenie artykułu

Temat raw food jest mi bliski. Długo interesowałam się tą dietą, miałam okresy na 100% raw no i same zielone koktajle są wymyślone przez jedną z raw guru - Victorię Boutenko. Śledzę najróżniejsze blogi, zwykle polskie, ale nie tylko, fejsbukowe fanpejdże i strony. Oglądam zdjęcia surowych pyszności w internecie, dyskutuję bardziej zażarcie niż w temacie weganizmu i szukam informacji. I poza dochodzeniem do wniosków, że większość przedstawicieli świata witariańskiego, zwłaszcza w Polsce, jest do siebie strasznie podobna fizycznie (serio! sprawdźcie kilka najbardziej poczytnych portali/blogów!) to coraz częściej trafiam na informację, że część odchodzi jednak od 100% surowizny. Sama jestem zwolenniczką raczej 80% niż całości, chociażby ze względu na kubki smakowe, wygodę i klimat w którym żyjemy (wiem, da się, ale sensu nie widzę). W biegu moich poszukiwań trafiłam na artykuł The Death of the Raw Food Diet, mimo tego że jest po angielsku, przeczytałam cały i chciałabym go polecić. Mądry, wyważony, ciekawy.
Poczułam potrzebę podzielenia się nim, co więcej, dla tych co nie lubią czytać po angielsku bądź po prostu nie znają tego języka, postanowiłam go przetłumaczyć na język ojczysty. W dalszej części więc znajduje się tłumaczenie (moje, autorskie!) więc jeśli nie masz ochoty nie czytaj ;) Nic więcej ciekawego tam nie ma, poza paroma dopiskami od szumnie nazwanego tłumacza - mnie.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...